środa, 19 lipca 2017

Życie po Unity - jak przetrwać śmierć ulubionego środowiska graficznego

Przyznaję się bez wstydu, że przez większość mojego linuksowego życia używałem standardowego Ubuntu z Unity. I właściwie bardzo lubiłem zarówno tą dystrybucję, jak i jej środowisko graficzne. Moim pierwszym  kontaktem z pingwinkiem był Knoppix dołączony do mojego laptopa, który wówczas bardzo mnie zaintrygował, jednak ze względu na fakt, że system uruchamiany był z płyty CD (co uważałem za bardzo uciążliwe), nie poużywałem go zbyt długo. Chwilę później miałem okazję przetestować Mandrake zainstalowany na komputerze kolegi, a kilka miesięcy później na mojej maszynie zagościła Mandriva ze środowiskiem KDE. Było to to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie i wniosło pewien powiew świeżości w porównaniu do skostniałego Windowsa XP i 2000, których wówczas używałem.



Jednak po pewnym czasie użytkowania zadałem sobie pytanie: „Czy ten system aby na pewno działa na mojej maszynie szybciej niż Windows?” Przełączałem się pomiędzy Windowsem XP i Mandrivą i niestety moje obawy potwierdziły się - Windows był zdecydowanie szybszy. Nie chciałem jednak rezygnować z linuksa, ponieważ pracowało mi się na nim bardzo dobrze. Zacząłem szukać szybszej alternatywy, która jednak nadal pozostawała przyjazna nowym użytkownikom. W wybór padł Ubuntu ze względu na dobrą opinię na przeróżnych forach poświęconej tematyce FOSS.



Udało mi się załapać na ostatnią wersję wspierającą GNOME 2. Całość działała bardzo szybko, jednak używając tej dystrybucji nie czułem się jakbym używał nowoczesnego systemu operacyjnego. Wyglądało to dla mnie trochę tak, jakbym cofnął się do czasów windows 98 zarówno pod względem dostępnego oprogramowania, jak i przeróżnych animacji. Dodam także, że nie wiedziałem wówczas o projektach typu Beryl/Compiz, czy też innych odmianach tej dystrybucji takich jak chociażby Kubuntu.



W chwili zapowiedzenia przez Canonical stworzenia nowego środowiska graficznego prawdopodobnie jako jedna z nielicznych osób zareagowałem z entuzjazmem widząc pierwsze screeny ukazujące Unity. Moje wrażenia nie zmieniły się w chwili zainstalowania systemu na moim sprzęcie. Wszystko działało dostatecznie szybko i po raz pierwszy używając pingwinka czułem, że używam czegoś, co wyglądało znacznie bardziej nowocześnie, niż Windows. Z pewnością nie było to środowisko dopracowane, jednak w moim przypadku ustrzegłem się wielu błędów, które zgłaszali w tamtym czasie użytkownicy. Chyba miałem szczęście.


Z biegiem czasu nabrałem nieco więcej wiedzy i doświadczenia, co oczywiście przełożyło się na zwiększone zainteresowanie nowymi dystrybucjami i przyczyniło się do rozwoju choroby, na którą cierpi obecnie większość użytkowników - tzw. „distrohopping” gdzie potrafiłem zmieniać dystrybucję średnio trzy razy w tygodniu. Zawsze jednak wracałem do Ubuntu jako systemu, w którym „po prostu wszystko działało”. Nie było idealnie, jednak chyba najbardziej używalnie. Oczywiście zdarzały się momenty, gdzie mówiłem sobie, że na pewno do Ubuntu nie wrócę, zawsze jednak znajdowałem w danej dystrybucji coś, co dyskwalifikowało ją w moich oczach. Obecnie na moich głównych maszynach używam zarówno macOS, jak i Ubuntu oraz Debiana w wersji testing.

Unity bardzo ceniłem sobie za stabilność, której w końcu po wielu latach się doczekało, funkcje takie jak HUD czy globalne menu znane chociażby z macOS i umiarkowaną customizację. Dlaczego ceniłem środowisko graficzne za umiarkowaną możliwość zmiany wyglądu? Ponieważ gdy mam zbyt wiele opcji zwykle zaczynam zmieniać każdy, nawet najdrobniejszy element interfejsu do momentu aż całość przestaje wyglądać ładnie i użytecznie, a w ekstremalnych przypadkach - przestaje działać w ogóle.

Mój dawny pulpit


Bardzo zatem zmartwiła mnie wiadomość o zaprzestaniu przez Canonical prac nad Unity 7 i 8. Natychmiast po usłyszeniu tej informacji zacząłem weryfikować jej prawdziwość. Wiele osób, w tym także pracujących w zagranicznej prasie poświęconej tej tematyce zaczęło się zastanawiać, czy nie jest to przypadkiem jakaś forma spóźnionego prima aprilisowego żartu. Niestety informacje zostały potwierdzone kilka godzin później przez samego Marka Shuttlewortha.

Jako osoba mocno przywiązana do Unity i znająca dynamikę społeczności Open Source z ciekawości zacząłem poszukiwać zapowiedzi stworzenia forka Unity i nie zawiodłem się - deweloperzy Marquis Kurt, Andrea del Sarto, Jott Wee wraz z Michaelem Tunnelem zapowiedzieli stworzenie projektu Artemis, o którym więcej możecie poczytać tutaj. Osobiście mam nadzieję, że doczekamy się funkcjonalnej kontynuacji tego bardzo ciekawego moim zdaniem środowiska graficznego. Pozostaje nam trzymanie kciuków za deweloperów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz